czwartek, 14 czerwca 2012

Epilog


Przed zaczęciem czytania, włącz sobie to <klik>

                                                                ~~***~~

Wigilia. Siedemdziesięcioletnia kobieta siedziała w bujanym fotelu. W rękach trzymała otwarty pamiętnik. Ten stary, wytarty już dziennik był cząstką jej samej. Od siedemnastego roku życia zapisywała tam wszystko, jak chociażby to, jak jej minął dzień. Pamiętała, że nigdy nie była zwolenniczką prowadzenia tego typu zeszytów, jednak Lexie ją namówiła. Dziś uważała, że dobrze zrobiła. Była pewna, że nie zapisane wspomnienia mogłyby wyblaknąć wraz w upływającym czasem.
 Dzięki temu zeszytowi pamiętała wszystko. To jak poznała chłopaków, swoje osiemnaste urodziny, to jak Niall się jej oświadczył…
 No właśnie… Niall.
To imię sprawiało, że łzy napłynęły jej do oczu, a już po chwili swobodnie spływały po policzkach, Kobieta nie próbowała ich zatrzymać, ponieważ z każdą kroplą przed oczami stawały jej wspomnienia związane z Nim.
 Pierwszym z nich był ślub. Huczne wesele odbyło się w domu Roberta. Pomimo dużego zamieszania przed, wszystko poszło idealnie.
 Wraz z kolejną łzą staruszka ujrzała narodziny swojej córki – Jamie. Pamiętała, że gdy tylko przytuliła dziewczynkę, wiedziała już, że oprócz niej i Nialla, nikogo nie pokocha równie mocno, co jak później się okazało, było kłamstwem, bo narodziny kolejnego dziecka, Marka, sprawiły, że swą miłość dzieliła na całą trójkę. Pamiętała wszystkie nieprzespane noce, spowodowane płaczem dzieci. Jednak, gdy patrzyła na to wszystko z odstępu czasu, uśmiechała się.
 Kobieta zobaczyła ich pierwsze wspólne wakacje nad morzem, kiedy to Jamie i Mark biegali wokół swoich rodziców szczęśliwi. Dziewczynka miała wtedy sześć lat, a chłopiec pięć…
 Kolejne wspomnienie miało miejsce dziesięć lat później, dokładnie w dzień rocznicy ich ślubu. Niall zabrał ją wtedy do Paryża i pocałował na wieży Eiffla. Pomimo, że mieli tam trzydzieści osiem lat, ich miłość nie wygasła, a czas spędzony ze sobą potęgował ich uczucie.
 Następny rok przyniósł same łzy... Niall zachorował na raka. Lekarze twierdzili, że nowotwór jest już w takim stadium, że niestety nic nie mogą zrobić. Dawali mu pół roku... Nie pomylili się. Po sześciu miesiącach zostawił ją samą z nastoletnimi już dziećmi. Nie potrafiła sobie z tym poradzić, nieustannie płakała. Jednak czas leczy rany i tak było też w jej przypadku. Po czterech latach pogodziła się ze śmiercią męża, jednak nie zapomniała. Gdy dzieci  się wyprowadziły, siadała w tym fotelu i czytała pamiętnik, który był jedynym dowodem na to, że to wszystko, co było w nim zapisane, naprawdę się kiedyś działo…
 Odgłos parkującego przed domem samochodu wyrwał ją ze wspomnień. Odłożyła dziennik na małej szafeczce i podeszła do okna. Zobaczyło auta Marka i Jamie. Mimowolnie się uśmiechnęła, gdy dostrzegła swoje wnuki, wybiegające z auta i pędzące do drzwi altanki…
 Kobieta odeszła od okna i ruszyła w kierunku schodów, zostawiając otwarty dziennik na słowach „I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci…”

Po dwóch latach Bóg zabrał i ją. Widocznie miał co do niej lepsze plany, niż ona sama. Po trzydziestu trzech latach spędzonych w samotności, ponownie zobaczyła swojego męża, zakochując się w nim po raz kolejny…


                                                                   ~~***~~

Ja... nie wiem, co napisać... Naprawdę... od kilku rozdziałów wstecz myślałam nad tym, co bym mogła tu zamieścić, jednak teraz to wszystko wydaje mi się takie.... banalne? Tak, banalne to prawidłowe określenie...
 Może na początek chciałabym podziękować wszystkim tym, którzy dotrwali ze mną do końca. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że Was mam, kochani <3 Tak bardzo mnie wspieraliście, chwaląc każdy, nawet najgorszy rozdział. To wszystko wywoływało wielki uśmiech na mojej twarzy, więc naprawdę Wam za to dziękuję <33
 Chciałabym również podziękować za liczne komentarze, wyświetlania oraz za 44 członków! To tak dużo dla mnie znaczy! Naprawdę! 
Moją ostatnią prośbą do Was na tym blogu jest to, żeby każdy kto czyta, skomentował. 
No to już koniec, jeszcze raz dziękuję za wszystko, jesteście wspaniali, kocham Was <33

~link do nowego bloga, na którym dziś pojawił się prolog ;D <klik>

niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział 33


Jakieś piętnaście minut później byliśmy na miejscu. Odstawiliśmy samochód na pobliskim parkingu i udaliśmy się do domu Roberta. Powiem szczerze, że ekipa przygotowawcza wykonała dobrą robotę. Wszystko było ładnie przystrojone, a na gałązkach drzew i krzaczków porozwieszane były małe lampki, które będą pięknie świeciły, gdy zapadnie zmrok.
 Wszyscy zgromadziliśmy się wokół młodej pary i patrzyliśmy, jak najpierw wypijają szampana, a następnie rzucają kieliszki za siebie. Rozbrzmiały gromkie brawa.
 Następnie przyszedł czas na pierwszy taniec. Gdy tylko rozbrzmiała muzyka, Robert ujął dłoń mojej mamy i razem zaczęli wirować w rytm melodii. Wszyscy goście chwycili się za ręce, tworząc kółko zamykające młodą parę w środku.
 Widząc moją mamę taką szczęśliwą, ja też momentalnie się uśmiechałam. Odkąd mój poprzedni ojciec zwiał dowiadując się, że moja rodzicielka jest ze mną w ciąży, nie spotykała się z nikim, a bynajmniej tak mi mówiła. A teraz wyszła za faceta, którego naprawdę kochała, będąc przy tym najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. W końcu należało jej się.
 Po pierwszym tańcu, orkiestra zaczęła grać kolejną wolną piosenkę, tyle że teraz wszyscy mieliśmy tańczyć.
 Niall momentalnie chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy kołysać się w rytm melodii.
  -Jak na razie wszystko idzie dobrze. – powiedziałam z uśmiechem.
  -Jasne, że tak. A poza tym dlaczego miałoby nie iść? – zapytał.
Przez chwilę nie odpowiadałam.
  -No bo wiesz, znając moją mamę, to albo złamałaby obcas wychodząc z kościoła, albo coś w tym rodzaju. Więc jak na razie jest okey. – odparłam i bardziej wtuliłam się w Nialla.
 Kątem oka zauważyłam Harrego, który tańczył… z Liamem?.. Ehm… Aha… chyba uznam to za normalne.
 Gdy piosenka się skończyła, usiedliśmy. Jakiś czas temu mama zaproponowała, żebym zajęła miejsce przy jej stole, jednak nie zgodziłam się. Nie żeby coś, ale wolałam siedzieć z moim chłopakiem.
 Na samym początku na naszych talerzach pojawiło się coś, czego nazwy nie umiałam nawet wymówić. Mama pozamawiała po kilka rzeczy z każdej kuchni, więc… dużo tego było. Jednak smakowało nawet nieźle.
 Poczułam, że ktoś szturcha mnie w ramię.
Spojrzał w prawo i ujrzałam moją babcie, która… no powiem szczerze nie była już byt młoda. W tym roku będzie kończyła dziewięćdziesiątkę.
  -Pamiętam wszystkich moich wnuczków, ale wnuczek nigdy. – zauważyła. – ty jesteś Skylar, prawda?
Pokiwałam z uśmiechem głową.
  -Tak, babciu.
Staruszka wpatrywała się we mnie.
  -Jak cię dawno nie widziałam! Ostatnio byłaś u mnie pięć lat temu! Ale… to pewnie dlatego, że mieszkam w Australii. – mruknęła. – a mówiłam Jake’owi,  polećmy odwiedzić Thomasów, to uparciuch nie chciał słuchać.
Jake był drugim mężem mojej babci, który… cóż… nie specjalnie nas lubił. Starał się unikać naszej rodziny jak ognia, jednak nie zawsze mu się to udawało. Nieraz był zmuszany przez swoją żonę, więc nie mógł odmówić.
 Starsza pani nachyliła się do mnie i szepnęła na tyle cicho na ile się dało.
  -A ten młodzieniec obok ciebie, to twój kolega? Ten, z którym tańczyłaś. – dodała, jakbym nie rozumiała o kogo chodzi.
  -Nie, to mój chłopak. – odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na Nialla, ale właśnie rozmawiał z siedzącym obok Zaynem.
  -Ty już masz chłopaka?! Dziecko, ale ty jeszcze młoda jesteś! Masz jeszcze czas! – mówiła z przekonaniem.
  -Yyy… babciu ja już mam osiemnaście lat. – powiedziałam. – za pięć miesięcy będę miała dziewiętnaście.
Gdy to powiedziałam, oczy kobiety były wielkości pięciozłotówek. W pewnym momencie miałam nawet wrażenie, że zaraz jej wypadną, serio.
  -Osiemnaście?! A ty nie masz czasem czternastu? – zapytała w pełni przekonana swojej racji.
Uśmiechnęłam się.
Babcia miała tendencje do przekręcania wszystkiego. Kiedyś na trzydzieste drugie urodziny mojej mamy, przyniosła jej kartkę, która gratulowała czterdziestki. Tak, więc… i to, że nie wiedziała ile ja mam lat, nie zdziwiło mnie. Bardziej zaskoczona byłabym, gdyby powiedziała poprawną cyfrę.
  -Nie, babciu. Mam osiemnaście. To Jenny ma piętnaście. – zapewniłam i wskazałam na dziewczynę siedzącą naprzeciwko nas.
 Staruszka przyjrzała jej się uważnie.
  -Jesteś pewna? – zapytała zdezorientowana.
  -Absolutnie. – powiedziałam z uśmiechem.
  -A ja tam się na tym nie znam! – machnęła ręką i wróciła do jedzenia swojego posiłku, natomiast ja odwróciłam się w kierunku Nialla.
  -Nie ma to jak rozmowa z rodziną. – mruknęłam przyciszonym tonem, na co Irlandczyk się zaśmiał.
W pewnym momencie spojrzałam w kierunku mojej mamy, która pewnie chciała nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Zauważyłam, że ledwo dostrzegalnie kiwa głową, żebym do niej podeszła, a więc to zrobiłam.
  -Coś się stało? – zapytałam.
  -Nie…to znaczy… tak jakby. – motała się. – mogłabyś iść do kuchni i powiedzieć kucharzom, że pomyliłam się w obliczeniach i że następny posiłek musi być na więcej osób… tak z dziesięć więcej.
  -Jasne, już idę. – zapewniłam z uśmiechem.
Na tyle szybko, na ile mogłam nie wywalając się, ruszyłam do pomieszczenia. Odbyłam szybką rozmowę z kucharzem, który nie miał żadnych problemów z tym, aby zwiększyć zamówienie. Zadowolona z wykonanej pracy, wyszłam z kuchni.
 Gdy szłam do swojego stolika, zobaczyłam, że Harry siedzi sam i przygląda się Ronnie i Louisowi, którzy tańczyli na środku wraz z kilkoma innymi parami.
 Postanowiłam do niego iść.
  -Nadal Lou? – zapytałam.
Byłam pewna, że zrozumie, o co chodzi.
 Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie.
  -Nie. Teraz bardziej jestem zadowolony, niż przygnębiony z tego, że znalazł dziewczynę. Pasują do siebie i widać, że jest szczęśliwy z Ronnie. Nie mogę mu tego zabronić. – powiedział.
  -Jestem z ciebie dumna. – wyszczerzyłam się. – Wiesz, ogólnie mam dużo kuzynek w twoim wieku i… są tutaj. – dodałam.
Chłopak zastanowił się przez chwilę, ale już po chwili na jego twarzy zakwitł uśmiech. Sekundę później wstał i spojrzał na mnie.
  -Coś się wymyśli.
Zaczęłam się śmiać.
Znając życie już za chwilę będzie tańczył z jaką dziewczyną.
Godziny mijały i mijały niespostrzeżenie. Ludzie naprawdę dobrze się bawili. Nie było chwili, w której parkiet byłby pusty, a gdy tylko tak się działo, Harry z jakąś moją kuzynką, Liam z drugą, Zayn z Lexie, Lou z Ronnie i ja z Niallem wkraczaliśmy na parkiet, pociągając za sobą resztę gości.
 Bawiłam się naprawdę świetnie, bo przyznam szczerze, ostatnim razem na weselu byłam dziesięć lat temu. Jednak wtedy bardziej mnie ciągnęło do wyżerania wszystkiego ze stołu niż do tańca i świętowania powstania nowej pary.
 Nawet się nie zorientowałam, kiedy wybiła jedenasta. Gdy tylko orkiestra zaczęła grać na skrzypcach jakąś wolną muzykę, Niall zaciągnął mnie na parkiet.
  -I jak wrażenia? – zapytałam z uśmiechem.
  -Pamiętasz jak kiedyś mówiłaś, że twoja babcia może w pewnej chwili wyciągnąć szczękę i wsadzić mi ją na talerz mówiąc, żebym popilnował?
Spojrzałam na niego z wytrzeszczem.
  -Zrobiła to? – zapytałam, bojąc się jaką odpowiedź usłyszę.
  -Obyło się. – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Odetchnęłam z ulgą. Jeszcze tego by brakowało.
Najwidoczniej orkiestrze spodobały się piosenki grane na skrzypcach, bo nie przestawali przez trzy kolejne. Wszystkie przetańczyłam z Niallem. Tak dobrze czułam się w jego ramionach, że tylko prosiłam o kolejnego smutasa. I posłuchali mnie, a raczej moich myśli. Już sekundę później rozbrzmiała kolejna wolna piosenka.
 W pewnej chwili uniosłam głowę.
  -Razem? – zapytałam, wpatrując się w jego oczy, których kolor pewnie będę pamiętać do dnia mojej śmierci.
Blondyn przez chwilę nic nie odpowiadał, jednak już po chwili obdarzył mnie swoich najpiękniejszym uśmiechem.
  -Na zawsze. – wyszeptał i już po chwili nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

_______
No, to jest kolejny ;D Mam nadzieję, że się Wam podoba ;D
Hmm... no cóż nie będę się rozpisywać, bo szczerze mówiąc nie mam na to pomysłu ;D Chciałabym Was tylko zachęcić do skomentowania tej notki ;D Jestem ciekawa Waszej opinii, która jest dla mnie niezmiernie ważna ;D
No to... chyba na tyle ;D
Kocham Was <333

czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 32


  Doczekałam się. To już dziś. Ślub mamy i Roberta. Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Wszystkie te przygotowania tak nas pochłonęły, że nawet się nie zorientowałyśmy, kiedy zaczął się maj. Wszystko było już dopięte na ostatni guzik, więc nie musiałyśmy się niczym przejmować. Mieliśmy do dyspozycji ogromny dom, a do tego prześliczny ogród. Na pewno wszystko wyjdzie perfekcyjnie.
 Ceremonia w kościele zaczynała się o czternastej. Jak wcześniej ustaliłam z mamą, o dziewiątej miałam iść do fryzjerki i makijażystki wraz z Lexie i Ronnie. Nie bardzo mi się do tego paliło, bo później będę musiała siedzieć jak na szpilkach, byle tylko nie zepsuć uczesania. No, ale czego się nie robi dla rodziny?
   Punktualnie o dziewiątej byłam już z dziewczynami w salonie fryzjerskim. Panie nie przesadzały za bardzo z naszymi fryzurami. Ronnie miała zrobionego luźnego koka. Kilka pasm okalało swobodnie jej twarz. Włosy Lexie spływały lekko na jej plecy, grzywka natomiast była upięta do góry. Ja miałam zrobione lekkie fale.
 Po skończonej wizycie w salonie fryzjerskim, ruszyłyśmy do makijażystki. Pokazałyśmy każdej z trzech pracownic nasze sukienki, aby mogły zrobić nam makijaż pod ich kolor.
 Godzinę później już wszystko było gotowe. Efekt był po prostu niesamowity. Wyglądałyśmy, jakbyśmy dosłownie przed chwilą zeszły z planu jakiegoś teledysku.
 Zaproponowałam dziewczynom, żeby przyszły do mnie do domu i od razu stamtąd pojedziemy na ślub. Mając przed sobą opcję przedostania się przez pół Londynu, a przy tym nie zniszczenia fryzury, od razu się zgodziły.
 Weszłyśmy do mieszkania. W środku było tak tłoczno, że z trudem przedostałyśmy się do mojego pokoju. No tak, mama się przygotowywała. A co to znaczyło? Że wszystko walało się po domu. A w dodatku byli to jeszcze fryzjerka i makijażystka. Więc musicie sobie wyobrazić, jak to wszystko wyglądało.
 Usiadłam na jednej z puf, natomiast Lexie i Ronnie na łóżku.
  -Czyli tak, za jakąś – spojrzałam na zegar – godzinę, będzie tu Robert i wraz z moją mamą pojadą do kościoła. Jak już ich oraz kamer nie będzie, chłopcy podjadą tu po nas. – wyjaśniłam.
  -Mam nadzieję, że Liam umył samochód. – wymamrotała cicho Lexie na co się zaśmiałyśmy.
  -Znasz go, on szczególnie o to zadba. – odparła Ronnie.
Pokiwałam głową.
  -No właśnie. Tak więc, nie martw się. – uśmiechnęłam się do blondynki.
                                                                        ***
  -Do rozpoczęcia ceremonii zostało pięć minut, a ich jeszcze nie ma! – chodziłam po całym domu zdenerwowana. - Tego jeszcze brakowała, żebym przegapiła ślub własnej matki!
 Szybko sięgnęłam po telefon i wybrałam numer mojego chłopaka. Odebrał już po sygnale.
  -GDZIE WY JESTEŚCIE?! – wydarłam się do słuchawki.
  -Spokojnie, spokojnie, oddychaj. – polecił Niall. – podjechaliśmy pod twój dom, właśnie mieliśmy wychodzić z samochodu.
Wzięłam głęboki oddech.
  -Okey, zaraz będziemy. – mruknęłam już spokojniejsza i się rozłączyłam. – Dalej dziewczyny, już są. – popędzałam je.
Wyszłyśmy na zewnątrz, zamknęłam szybko mieszkanie i już po chwili wpakowałyśmy się do samochodu, którymi przyjechali. Parę sekund później ruszyliśmy ulicą Londynu.
  -Dłużej już nie można było? – warknęłam do Harrego, który prowadził.
  -Pewnie tak. – wyszczerzył się. – Ale tak na serio, to Liam zapomniał umyć samochodu, a przypomniało mu się piętnaście minut przed wyjazdem, wiec jeszcze musieliśmy załatwić i to.
 A o tym mówiłyśmy! I to jeszcze Liam!
Rozejrzałam się.
  -No właśnie, a gdzie on jest?
  -Kto? – zapytał zdezorientowany Niall.
Przewróciłam teatralnie oczami. Ci faceci! Najpierw o czymś z nimi rozmawiasz, chwila ciszy, a już zapominają o czym.
  -No Liam… i Lou… i Zayn… Ej, wy chyba nie zapomnieliście o nich, co? – wymamrotałam.
  -Nieee. – przeciągnął Styles. – Lou stwierdził, że pewnie ciężko będzie się zabrać w ósemkę, więc oni pojechali drugim samochodem.
  -Chociaż jeden pomyślał. – westchnęłam.
  -Tylko mnie tu nie obrażaj! – wydarł się Harry. – Wiesz, zawsze możesz iść pieszo. – zagroził.
  -Okey, już się przymykam. – wyszczerzyłam się.
***
  -WYPRZEDŹ GO! – krzyczałam do Stylesa.
  -NO NIE MOGĘ! – Loczek nie pozostawał mi dłużny. – z naprzeciwka ktoś jedzie! Gdyby to było takie łatwe, już dawno bym to zrobił!
  -W takim tempie nigdy nie zdążymy nawet na wesele. – mruknęłam.
  -Staram się. – westchnął.
  -Wiem.
Przymknęłam oczy. Była już czternasta dwadzieścia, a jesteśmy dopiero w połowie drogi! Nie ma szans!
 Nagle sobie o czymś przypomniałam.
  -Harry, pamiętasz jak kiedyś mi mówiłeś, że znasz taki fajny skrót, którym można dwa razy szybciej dojechać do tej ulicy? – zapytałam z nadzieją, że jeszcze go nie przeoczyliśmy. Inaczej to by był po prostu pech.
  -Ty to masz łeb. – uśmiechnął się Loczek i gwałtownie skręcił w boczną uliczkę.
               ***
Jakieś dziesięć minut później byliśmy na miejscu. W prawdzie nie uratowało nas to zbytnio, ale zawsze. Gdybyśmy nie pojechali skrótem, bylibyśmy dwa razy później, czyli nawet na końcówkę ślubu byśmy nie zdążyli.
 Na tyle, na ile było to możliwe pobiegłam szybko pod kościół. Drzwi były już zamknięte, więc postanowiliśmy wejść bocznym wejściem.
 Pchnęłam drzwi, wszyscy wpatrywali się w skupieniu przed siebie. Po chwili usłyszałam głos Roberta, który wypowiadał przysięgę małżeńską, a następnie kapłana, który oznajmiał, że mogą się pocałować.
 Uśmiechnęłam się pod nosem.
 Chodź z początku nie byłam za bardzo przekonana do Roberta, teraz traktowałam go jak członka naszej rodziny. A poza tym mama była z nim szczęśliwa. Czego więcej mogłabym sobie życzyć?
 Już po chwili zobaczyłam, że tłum gości kieruje się głównymi drzwiami do wyjścia. My również cofnęliśmy się na zewnątrz.
Zobaczyłam jak fotograf robi zdjęcia.
 Po chwili moja rodzicielka zorientowała się, że jej się przyglądam. Poczekała, aż mężczyzna wykona koleją fotkę, a już po tym krzyknęła:
  -No chodźcie! – szczęście cały czas gościło na jej twarzy.
Podbiegliśmy szybko do dużego tłumku i stanęliśmy przybierając na twarze szczere uśmiechy.
Gdy fotograf skończył swoją pracę, przytuliłam mamę
  -Gratuluję!
Po chwili również wyściskałam Roberta.
  -Tobie też! – wyszczerzyłam się.
  -Dzięki.
Po chwili jakby rodzicielka sobie o czymś przypomniała.
  -Kiedy przyjechaliście? Nie widziałam was wcześniej. – uniosła jedną brew, czekając na wyjaśnienia.
  -Właśnie trwa ślub łamane na wesele. Naprawdę teraz chcesz to wiedzieć? – zapytałam. Nie chciałam psuć mamie tak pięknej chwili.
  -Masz rację… Lepiej nie. – oznajmiała z przekonaniem.
  -No właśnie. – uśmiechnęłam się.
W tej samej chwili podszedł do nas woźnica i powiedział, że można już jechać. Mama wraz z Robertem skierowali sie do powozu, a następnie ruszyli z pod kościoła.
  -To co? Zbieramy się? – zapytałam reszty.
  -Warto by było. Później znowu będą korki, bo każdy będzie chciał wyjechać i KTOŚ będzie mi się darł do ucha, że mam wyprzedzać. – Harry spojrzał na mnie znacząco.
Przybrałam minę niewiniątka.
  -Nie wiem, o co ci chodzi. – wyszczerzyłam się.
Loczek zmrużył oczy jak żmija
Ujęłam rękę Nialla i ruszyliśmy do samochodu.
 Gdy stanęłam przy aucie, obejrzałam się do tyłu.
  -Idziecie? – uśmiechnęłam się.
  -Tia. – mruknął Styles.

---------------
Koniec jest już baaaaaardzo bliski ;p Tak tylko mówię xD hahaha ;D
 Dooobra, nie będę się rozpisywać, napiszę tylko tyle, że bardzo, ale to bardzo dziękuje Wam za 22 komentarze pod poprzednią notką <3 Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy <333 Bardzo prosiłabym Was też, aby przy tym rozdziale również skomentowała każda osoba, byłabym Wam za to bardzo wdzięczna ;D
 Zapraszam również na bloga Najimi  <klik> ;D
Tak więc, to na tyle xD
Kocham Was <33

wtorek, 5 czerwca 2012

Rozdział 31


Z policji wróciliśmy dwie godziny później. Komendant poprosił, żebyśmy powiedzieli wszystko co wiemy, więc Louis opowiedział to, co usłyszał od Ronnie. Każdy szczegół się liczył, więc Tomlinson ich nie oszczędzał. Po skończonym przesłuchaniu, postanowiliśmy wrócić do domu. Tylko Karotkowy stwierdził, że pójdzie spotkać się szatynką.
 Dzięki Bogu nie było korków, więc w miarę szybko przedostaliśmy się do mieszkania.
  -Co robimy? – Zayn spojrzał na mnie.
  -Wiecie… - zamyśliłam się. - już dawno postanowiłam, że się za to zabiorę, ale jakoś tak nie miałam czasu… pamiętacie, jak mówiłam wam, że chciałabym zrobić wielki album z nami wszystkimi? – wszyscy pokiwali głowami. – Tak więc jest dość dużo fotek i fajnie by było je najpierw uporządkować chronologicznie. – powiedziałam. – Pomożecie mi? – zapytałam z nadzieją w głosie.
  -Jasne, że tak. – wyszczerzył się Liam.
  -Dzięki. – uśmiechnęłam się.- to ja pójdę po fotografia, a wy tu poczekajcie i… postarajcie się niczego nie zbić, dobrze?
  -Nie ma sprawy. – zapewnił Malik.
Przyglądałam mu się jeszcze przez chwilę, by sprawdzić, czy nie blefuje, ale już po chwili ruszyłam do swojego pokoju. Wygrzebałam kilka teczek z szafki i zeszłam na dół. Wszystko, co zabrałam ze sobą położyłam na stole.
  -Dobra, to chyba tyle. – westchnęłam. – Jakbyście mogli, to układajcie je miesiącami. – uśmiechnęłam się.
  -Gorzej już nie mogłaś wymyślić? – mruknął Liam.
Parsknęłam śmiechem.
Każdy wziął po jednej teczuszce i zaczął ją przeglądać. Co chwile ktoś wydzierał się skąd mam takie czy inne zdjęcie, kilka razy zostałam też szantażowana, że jeżeli nie wyrzucę danej fotografii, to i moje kompromitujące zdjęcia ujrzą światło dzienne… Taa, nie ma to jak przyjaciele.
 Kątem oka zauważyłam, że Harry trzyma w ręku jakieś zdjęcie i mu się przygląda. Po chwili westchnął cicho i delikatnie się uśmiechnął.
 Zaciekawiona, podeszłam do niego.
  -Co jest? – zapytałam.
  -Nic, nic. – mruknął i już chciał odłożyć zdjęcie, kiedy wyrwałam mu je z ręki.
Fotografia przedstawiała jego i Tomlinsona, robiących jakieś głupie miny. Nawet ich nie znając można się było domyślić, że wspaniale się dogadują.
  -Chodzi o Lou? – szepnęłam.
  -Tak… to znaczy nie… to znaczy… tak… - jąkał się, co chwile zmieniając decyzję. – Odkąd pojawiła się Ronnie, mam wrażenie, że tracę przyjaciela… Nie mam jej ani jemu tego za złe, ale… to takie dziwne uczucie, jeżeli kiedyś się świrowało wspólnie, a teraz siedzisz sam. – powiedział ze smutkiem.
Nie zastanawiając się nawet przez chwilę, przytuliłam Loczka.
  -Harry, wiem, że pewnie cię to nie pocieszy, ale w końcu i tak ułożycie sobie życie po swojemu. – mruknęłam. – Musisz być świadom, że to kiedyś nastąpi. Louie ma prawo do tego, by być szczęśliwym.
Chłopak westchnął.
  -Wiem. – mruknął. – Dobra, to ja… zajmę się tymi zdjęciami. – dodał cicho.
Pokiwałam głową i bez słowa odeszłam. Harry pewnie nie chciał bym na siłę go pocieszała. Jednak ja nie chciałam go też oszukiwać, mówiąc, że Lou rzuci Ronnie i wróci do niego. Być może było to okrutne dla Stylesa, ale taka była prawda. Oboje byli dla siebie stworzeni.
 Usiadłam obok Nialla.
Spojrzał na mnie.
  -Co z Harrym? – zapytał.
Przez pewien czas nie odpowiedziałam.
  -Louis. – szepnęłam tylko. Nie musiałam nic więcej mówić, on domyślił się o co chodzi.

Louis
Szliśmy ośnieżonymi ulicami Londynu, rozmawiając o czym tylko się dało. Ja opowiadałem Ronnie o chłopakach i o naszych wszystkich odwałach,  ona natomiast mówiła mi o swoich przyjaciołach i rodzinie. Nieraz też żartowaliśmy, żeby poprawić sobie humor. Zwykle mówiliśmy o właśnie takich błahych rzeczach, jednak nieraz rozmowa schodziła na poważne tematy jak to, co chcemy robić w przyszłości. Zadawaliśmy sobie też dużo pytań, żeby lepiej się poznać.
 W pewnym momencie przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Zaproponowałem, żebyśmy poszli do jakieś restauracji, bo trochę zgłodniałem. Ronnie od razu się zgodziła.
 Weszliśmy do budynku i usiedliśmy przy stoliku i złożyliśmy zamówienie. Było to danie, którego nazwy nawet nie potrafiłem wymówić, ale smakowało obłędnie.
 Po skończonym posiłku, spojrzałem szatynce w oczy.
  -Może nie znamy się za długo, ale… wiedz, że naprawdę mi się podobasz. – na twarzy Ronnie pojawił się delikatny uśmiech.
  -Ty też nie jesteś mi obojętny. – odparła.
Poczułem, że żołądek podchodzi mi do gardła. Tak bardzo denerwowałem się przed powiedzeniem czegoś, co czułem już po kilku spotkaniach z nią, że byłem pewny, że nawet  zapomniałem jak się nazywam
 „Weź się w garść Lou!”  krzyczały moje myśli, ale jakoś tak nie mogłem ich posłuchać… A może nie chciałem? Nie ważne.
Wziąłem głęboki oddech.
  -Chciałabyś być moją dziewczyną? – zapytałem bardzo szybko.
Ronnie zastanowiła się przez sekundę, co dla mnie było wiecznością i obdarzyła mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem.
  -Bardzo bym chciała.
  -Naprawdę?
Nie mogłem uwierzyć, że się zgodziła. W mojej głowie miałem tylko te najczarniejsze scenariusze, podczas których trzaśnie mnie w twarz i po prostu wyjdzie. Jednak niepotrzebnie się denerwowałem, bo wszystko poszło gładko, a przede mną dziewczyna, w której można powiedzieć, zakochałem się od pierwszego wejrzenia.
  -Naprawdę. – potwierdziła.
Wyszczerzyłem się, podniosłem się z krzesła i pocałowałem ją. Już teraz wiedziałem, że znaczy dla mnie bardzo wiele.

Skylar
Kończył się luty. Nawet się nie zorientowałam kiedy była już końcówka marca. Dużo się wydarzyło. Parę, która okradała ludzi, zamknięto na kilkanaście lat, więc przynajmniej mieliśmy pewność, że nikogo więcej, bynajmniej jak na razie, nie okradną.
A poruszając kwest ślubu, to pozostało tylko półtora miesiąca, więc trzeba było na poważnie wziąć się do roboty. Pomimo, że lokalem miał być dom Roberta, to i tak reszty nie było mało. Mieliśmy już załatwionych kelnerów, więc została tylko ekipa przygotowująca dekoracje itp. Jedną sobotę spędziłyśmy z mamą właśnie na chodzeniu po firmach i dopytywaniu się o oferty. W końcu jednak wybrałyśmy najkorzystniejszą dla nas i po uzgodnieniu wszystkich najdrobniejszych szczegółów, wróciłyśmy do domu, by zając się resztą.
 Nie miałam zbytnio czasu, by spędzać go z Niallem, jednak ten to rozumiał. Wiedział, że ślub, to nie lada przygotowań, więc nie przeszkadzał i byłam mu za to wdzięczna.
 Co do gości weselnych, to lista poszerzyła się o jedną osobę, a mianowicie Ronnie. Mama nie miała nic przeciwko, a przecież nie mogłam jej nie zaprosić, skoro teraz już była dziewczyną Lou.
 Pewnego dnia ja, Lexie oraz Ronn postanowiłyśmy kupić sukienki, natomiast chłopaki wybrali się do sklepu z garniturami. Trzeba było przyznać, nie mieliśmy zbyt dużo czasu, żeby przekładać to z tygodnia na tydzień.
  -To co? Ten na prawo?  – zapytała Ronn. – na wystawie są jakieś sukienki. Możemy wejść, a niech akurat będzie coś ciekawego?
Lexie spojrzała na nią zdezorientowana.
  -A my tu już czasem nie byłyśmy?
  -Nie, na pewno nie. – zapewniłam. – Przecież pamiętałabym.
Blondynka zaczęła się śmiać.
  -Ta, ty i pamiętanie.
Zmrużyłam oczy jak żmija.
  -Chodź, Ronnie. Zostawmy ja tutaj. – wzięłam szatynkę pod rękę i z miną a’la „Foch forever” na Lexie ruszyłam do budynku.
  -No weźcie! – darła się blondynka. – czekajcie na mnie! – zaczęła biec w naszą stronę, ale w swoich szpilkach miała trochę utrudnione zadanie.
W pewnym momencie zatrzymałyśmy się, żeby dziewczyna mogła nas dogonić i razem weszłyśmy do sklepu.
 Widząc śliczną liliową sukienkę, podbiegłam do niej szybko. Jednak tak szybko, jak podbiegłam, również odbiegłam, bo cena była strasznie wysoka. Pokazałam dziewczyną dyskretnym ruchem głowy, byśmy już wyszły. Dzięki Bogu zrobiły to, o co je prosiłam.
Wstąpiłyśmy jeszcze do kilku sklepów, a po udanych zakupach wróciłyśmy do domu. Ronnie wybrała sobie śliczną błękitną sukienkę, ja liliową, natomiast Lex szmaragdową, która idealnie do niej pasowała.

---
Pomimo tego, że pod poprzednim postem nie było 23 komentarzy, stwierdziłam, że dodam kolejny :)
 Tym razem nie będę już Wam mówić ile ma być komentarzy, bo jest to bez sensu. Chciałabym, żebyście z własnej woli komentowali, a nie pod przymusem. Jednak proszę Was o jedno, niech każdy kto czyta wyrazi swoją opinię chodź jednym słowem. Dla Was to nie jest tak dużo, a nawet nie wiecie jaki mam zaciesz, jak widzę, że ich przybywa. A poza tym bardzo, ale to bardzo chciałabym poznać Waszą opinię, bo dzięki będę mogła się sugerować, co poprawić, albo czego unikać ;p Tak więc jeszcze raz proszę <3
 No dobra, to na tyle ;D
 Kocham Was ♥