Gdy tylko nastał ranek, zerwałam się na równe nogi, by jak najszybciej zacząć nowy dzień.
Otworzyłam okno na oścież, bo w pokoju śmierdziało wszystkim… dosłownie. Wczoraj wieczorem, gdy tylko Liam wrócił z jedzeniem, wszyscy zrobili napad na cztery ściany moje i Nialla. Żarcia było dwa razy więcej niż nas, więc właśnie stąd ten zapach. Już wcześniej posprzątaliśmy część bałaganu, ale i tak paczki po chipsach walały się po podłodze.
Westchnęłam cicho widząc to wszystko.
No tak, nabałaganili, a teraz ja to muszę sprzątać. Typowe.
Szybko się ogarnęłam i wzięłam za uprzątanie bałaganu. Pozbierałam wszystkie paczki po chipsach, zmiotłam podłogę a następnie ją umyłam.
Podczas gdy ja starałam się chociaż trochę doprowadzić dom do porządku, mój chłopak jeszcze smacznie spał. Postanowiłam coś z tym zrobić.
-Nialler. – szepnęłam cicho, by później móc chociaż przysiądź, że próbowałam go obudzić normalnie. Widząc, że chłopak nie reaguje, postanowiłam przystąpić do środków specjalnych. – NIALL! – wydarłam się na całe gardło. Byłam pewna, że teraz to już obudziłam cały domek.
Blondyn, gdy tylko został brutalnie zerwany z łóżka, tak się wystraszył, że spadł na podłogę z głośnym hukiem. Na chwilę zniknął mi z oczu, ale już po chwili po drugiej stronie wyrka wyłoniła się rozczochrana czupryna Irlandczyka oraz mordercze spojrzenie skierowane w moją stronę.
Zaczęłam się śmiać.
-Bardzo zabawne. – warknął blondyn i zaczął się zbierać z podłogi.
-Oj kochanie. Nie denerwuj się. – powiedziałam, na co chłopak ponownie zgromił mnie wzrokiem. Żeby jeszcze bardziej go zdenerwować, posłałam mu całuska.
Twarz Nialla złagodniałą, co poniekąd trochę mnie zdziwiło.
-Wiesz, że nie umiem się na ciebie gniewać. – odparł z uśmiechem.
-Jestem tego świadoma. – wyszczerzyłam się.
***
Gdy tylko wszyscy się ogarnęli, zrobiłyśmy z Lexie śniadanie. Oczywiście jeszcze zanim doniosłyśmy tackę z kanapkami na stół, całość zniknęła, bo każdy był tak głodny, że w oka mgnieniu wziął swoją porcję. W efekcie musiałyśmy zrobić jeszcze raz tyle, bo jak się okazało, najadły się tylko trzy osoby. Ta, tak to jest, gdy ma się na wykarmieniu pięciu facetów.
Później, gdy wszyscy się już najedli (a trwało to dość długo), stwierdziliśmy, że przejdziemy się do takiego jakby budynku, którego wspólnie miały cztery domki. Znajdowała się tam kręgielnia, bilard itp.
Wyszliśmy z domu, wcześniej zamykając drzwi. Do budynku nie mieliśmy jakieś sto metrów, więc dzięki Bogu nie zamarzliśmy na śmierć.
Gdy weszliśmy do środka, momentalnie zrobiło mi się ciepło. I w sumie to był jedyny plus całej tej sali. Obiecane atrakcje na pierwszy rzut oka nie były wcale takie fajne. Najlepszym pomysłem wydały nam się kręgle.
Pospiesznie zostawiliśmy kurtki na wieszakach i spojrzeliśmy na wielki plan stojący na środku sali. Kręgielnia była na samym końcu budynku, do której już po sekundzie ruszyliśmy.
Totalne pustki, to za mało powiedziane. Widać większość lokatorów z czterech sąsiednich domów, raczej nie korzystało z atrakcji. Była tylko grupka dziewczyn, które stały przy wypożyczalni butów, najwyraźniej przez nikogo nie obsługiwanej.
W pewnym momencie poczułam jak ktoś szarpie mnie od tyłu za rękaw. Obróciłam się pospiesznie, żeby już zacząć się wydzierać, ale dostrzegłam, że jest to Lou, który przyglądał mi się z wyczekiwaniem.
-Yyy… Coś nie tak? – zapytałam.
Już chciał odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Miał zmartwiony wyraz twarzy, więc nawet go nie znając, można było zauważyć, że coś go trapi.
-Ey, marchewkowy! – szturchnęłam go palcem, tym samym zwracając uwagę przyjaciół na naszą nieobecność. – Zaraz do was dojdziemy. – poinformowałam ich na co tylko skinęli głowami i ruszyli dalej.
Spojrzałam na Tomlinsona z wyczekiwaniem.
-Powiesz mi? – mruknęłam.
Chłopak wziął głęboki wdech.
-Widzisz tą grupkę dziewczyn? – zapytał, a ja pokiwałam głową. – zwróć uwagę na tę szatynkę. – odparł. – Ładna jest. – dodał rozmarzonym głosem.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Czyżby nasz marchewkowy zakochał się od pierwszego wejrzenia?
-Pomóż mi, Sky! Co ja mam zrobić. – mruknął.
-Po prostu do niej podejdź, Louis. – powiedziałam.
-Ale jak? – zapytał błagalnie.
-Wiesz lewa, prawa, lewa, prawa…
Szatyn spojrzał na mnie poirytowany.
-Bardzo zabawne. – warknął.
-Louie, wyluzuj! Będzie dobrze, zobaczysz. - uśmiechnęłam się.
-Mam taką nadzieję. - mruknął.
-Będzie, będzie. Ja już to wiem. - zapewniłam.
-Dzięki... To ja... idę... Albo czekaj! Weź coś zrób, żeby reszta tam nie stała! - poprosił.
-A co ja ci zrobię? - zapytałam.
-Bądź kreatywna. - puścił mi oczko.
Westchnęłam.
-Dobra... spróbuję. - mruknęłam, na co Tomlinson się uśmiechnął. - czekaj tu.
Chłopak pokiwał głową.
Ruszyłam do reszty.
-Mam do was misję. - powiedziałam.
Momentalnie wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
-Słuchamy. - Harry poruszył brwiami.
Zaczęłam się śmiać.
-No dobra, do rzeczy. - odparłam. - Naszemu Louiemu spodobała się dziewczyna z tej grupki. - wskazałam delikatnie głową w stronę kilku nastolatek. - i nagle zrobił się wstydliwy. No więc chodzi o to , by zagadać tamte, by marchewkowy mógł porozmawiać ze swoją wybranką na osobności. - wytłumaczyłam, chociaż nie byłam pewna, czy dostatecznie jasno jak dla moich przyjaciół. – Rozumiecie?
Pokiwali głowami a juz po chwili Harry wystąpił do przodu.
-Zejdźcie mi z drogi. To zadanie dla prawdziwego mężczyzny. - wypiął dumnie pierś.
-Niech zgadnę, po prostu chcesz sobie z nimi pogadać? - Liam uniósł jedną brew.
-Nie? Chce pomóc swojemu przyjacielowi. - upierał się Styles.
-Ta, jasne. - powiedział Zayn. - Ale spoko, idź. I tak się zbłaźnisz. - mulat wybuchnął śmiechem.
-Nie wrobisz mnie. - rzekł oskarżycielskim tonem Loczek i ruszył do dziewczyn.
Odruchowo spojrzałam na tył spodni Hazzy. Nic nie było.
-Yyy? - spojrzałam na Zayna.
Mulat uśmiechnął się złowieszczo.
-Niech nie będzie taki pewny siebie i się trochę poprzejmuje, że może jednak mówiłem prawdę. - wyszczerzył się.
-Mogłeś go nie straszyć! Bo jeszcze się zamknie w sobie, a ja z nim do psychologa nie będę chodzić! - zastrzegłam, na co reszta wybuchnęła śmiechem.
Zauważyłam, że Niall z uśmiechem wyciąga rękę w moim kierunku. Ujęłam ją i podeszłam do niego.
Spojrzałam w kierunku dziewczyn. Harry odciągał uwagę reszty, a Lou rozmawiał z szatynką.
Co jak co, ale wyglądali razem naprawdę słodko.
***
Po skończonej grze w kręgle, stwierdziliśmy, że pójdziemy już do domu coś zjeść. Nie mogliśmy nigdzie znaleźć Lou, więc wróciliśmy bez niego.
Właśnie przygotowywałam obiad, kiedy w drzwiach pojawił sie Tomlinson. Jeżeli szczęście miałoby przybrać ludzką formę, to była by nim skromna osoba marchewkowego.
Uniosłam jedną brew, gdy zobaczyłam, że szatyn skacze z radości.
-Mam się bać?
Na twarzy Louisa pojawił się wielki banan.
-UMÓWIŁA SIĘ ZE MNĄ! - wydarł się i zaczął tańczyć jakiś dziwny taniec.
-Ta laska z kręgli? - zapytał Liam.
-TAK!
-Yyy... a ty chociaż wiesz, jak ona ma na imię? - mruknął Payne.
-WIEM! RONNIE! - krzyczał z entuzjazmem.
Aż miło było patrzeć na jego szczęście.
-Gratulacje. - uśmiechnęłam się.
-Dzięki. - przytulił mnie, a gdy się od niego oderwałam, wróciłam do przyrządzania posiłku.
W tym samym czasie podszedł do mnie Niall.
-Co, teraz ciebie wysłali z pytaniem kiedy będzie obiad? - mruknęłam mieszając makaron.
Blondyn spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Yyy... Nie? - odparł. - Widać, że ta dziewczyna mu się spodobała. Też sądzisz, że Lou nie da nam teraz?
-No coś ty! Będzie tylko o niej mówił milion razy dziennie! Ale to przecież nie jest nic nadzwyczajnego! - machnęłam ręką, czym wywołałam śmiech Irlandczyka. - Ale chyba zależy ci na jego szczęściu.
-No jasne, że tak. To przecież mój kumpel. - odparł.
-W takim razie damy radę. - uśmiechnęłam się. - Tylko jestem ciekawa, co będzie jak wrócimy do Londynu. Raczej wątpię, by pojechała z nami, a związek na odległość nie ma szans przetrwać. - zauważyłam.
-No nieźle. Lou umówił się z nią dopiero na pierwszą randkę, a my tu już planujemy ich przyszłość. - westchnął NIall. - A co jeśli na tym ich spotkaniu ona powie, że nie lubi marchewek? Czy to wszystko zepsuje? Bo raczej wątpię, by Lou był potem na odwyku karotkowym tylko dlatego, że Ronnie nie będą pasowały marchewki. - powiedział, czym wywołał mój śmiech.
-Będzie dobrze. - wyszczerzyłam się. - Zawsze jest.
__________
Rozdział z dedykacją dla
Kingi <3 Już ty wiesz, dlaczego ;D
Przepraszam Was, że dopiero teraz, ale wcześniej nie miałam czasu, weny, a w dodatku miałam totalnego dołka... Podziękujmy mojemu tacie -,-
Mam nadzieję, że rozdział chodź trochę się Wam podoba :) Starałam się, żeby nie był zbytnio nudny ;p
Mam też do Was prośbę ;D Jeżeli czytacie, proszę skomentujcie chodź jednym słowem. Każdy komentarz sprawia, że na mojej twarzy pojawia się wyszczerz od ucha do ucha ;D
Dooobra, to na tyle ;D
Do nn <333