piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 10


 Liam
  -Niall! – krzyknąłem.
Puściliśmy się biegiem przed siebie. Wokół samochodu zbierała się coraz większa kupa ludzi.
  -Idź do Skylar. – polecił mi Harry.
Kiwnąłem głową i podbiegłem do dziewczyny. Była biała jak kreda. Przytuliłem ją do siebie. Zaczęła płakać.
  -Spokojnie, spokojnie… - szeptałem i odwróciłem głowę w stronę miejsca wypadku. Nawet nie wiem kiedy, ale przyjechała karetka. Sanitariusze wnieśli ciało Nialla do pojazdu i już po chwili wyjechali na sygnałach.

Zayn
Przyglądałem się biegającym wokół Nialla sanitariuszom. Wszystko działo się tak szybko. W moich oczach zbierały się łzy.
-Ile poszkodowany ma lat? – zapytał jeden z mężczyzn.
-Osiemnaście – wyjąkałem.
W karetce było mało miejsca, więc widziałem wszystko. Niall robił się coraz bardziej blady.
-Nie wyczuwam pulsu – powiedział jeden z mężczyzn
Poczułem, że serce podchodzi mi do gardła. Przyspieszyło, tak samo jak oddech. Emocje wzięły nade mną górę.  Łzy spłynęły po moich policzkach.
-John! Tracimy go! – krzyknął jeden z nich.
Młodszy mężczyzna odchylił głowę Nialla i zaczął robić masaż serca. Po trzydziestu uciskach wtłoczył powietrze do płuc blondyna. Powtórzył to kilka razy. Odsunął się od niego i machnął ręką.
-Nic już nie zdziałamy – wymamrotał.
Zareagowałem w ułamku sekundy.
-Ratuj go kurwa! Albo ja sam to zrobię! –wydarłem się.
Targały mną tak ogromne emocje, że nie przebierałem w słowach. Miałem gdzieś, co sobie pomyślą, mieli pomóc mojemu przyjacielowi, a nie z góry zakładać, że nie przeżyje. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
-Ty tu do jasnej cholery jesteś ratownikiem! Więc rób co trzeba, chyba, że naprawdę mam zająć twoje miejsce! – krzyknąłem wstając.
Wziął się do pracy. Po kilku seriach ucisków klatka piersiowa Nialla uniosła się już bez pomocy.

Harry
Lou zahamował z piskiem przed szpitalem. Wybiegliśmy z auta tak szybko, jak to było możliwe. Nie obchodziło nas nawet to, by zamknąć samochód. Teraz liczył się tylko Niall.
 Wbiegliśmy na długi korytarz.
  Jedna z pielęgniarek spojrzała na nas krzywo i wywróciła oczami. Już miałem ochotę jej coś odpowiedzieć, ale Lou się odezwał.
  -Tam jest Zayn!
 Spojrzałem w wyznaczonym kierunku.
 Malik siedział na krześle. Twarz miał schowaną w dłoniach.
 Pobiegliśmy w jego stronę. Podniósł głowę, gdy tylko zjawiliśmy się przy nim.
  -Co z Niallem? – zapytałem.
  -Nic nie wiadomo. Na razie lekarz nic mi nie powiedział. – mruknął mulat.
Usiedliśmy koło niego. Teraz pozostało nam tylko czekać.

Liam
Gdy karetka odjechała, Harry i Lou szybko wsiedli do auta i ruszyli za nią. Ja natomiast cały czas próbowałem uspokoić Sky.
  -To moja wina. – powiedziała.
  -Nie, nie twoja. – szepnąłem.
  -Gdybym uważała, jak chodzę, Niall nie musiałby tego robić za mnie!
Umilkłem.
  -Pewnie mnie teraz nienawidzisz, co? – zapytała. – No powiedz to! Być może przeze mnie Niall nie przeżyje! – krzyknęła ze łzami w oczach. – Dlaczego nic nie mówisz?
  -Sky, słuchaj. To nie jest niczyja wina. Wypadki chodzą po ludziach, czy tego chcemy, czy nie. – powiedziałem. Nie chciałem by czuła się winna.
Kolejna łza spłynęła po jej policzku. Starła ją wierzchem dłoni i wzięła głęboki oddech.
  -Jedźmy do szpitala. – szepnęła.
Pokiwałem głową
 Wsiedliśmy do samochodu. Dziękowałem Bogu, że dzisiaj przyjechaliśmy dwoma.
                               
Skylar
Ruszyliśmy z ulicy.
Czułam się okropnie. Nie mogłam sobie wybaczyć tego, co zrobiłam. Jeżeli Niall przeżyje, to jak ja mu spojrzę w oczy? Co powiem? Że przepraszam? Że mi przykro? Taa, takie coś można powiedzieć, gdy stłucze się wazon, a nie prawie zabije człowieka.
                                                        ***
Weszliśmy do szpitala. Od razu zobaczyłam chłopaków, siedzących na krzesłach. Podeszliśmy do nich.
  -Wiadomo już coś? – zapytałam cicho.
Pokręcili przecząco głowami.
 Usiadłam na jednym z krzeseł. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Spojrzałam na twarze reszty. Były przepełnione bólem. Wpatrywali się w jakiś niewidzialny punkt w ścianie.
Panowała już długa cisza, jednak nikt jej nie przerwał, bo tak było nam lepiej.
 Nagle z pokoju wyszła jakaś pielęgniarka. Harry zerwał się na równe nogi i podbiegł do niej.
  -Słucham? – zapytała przeciągając sylaby.
  -Jakieś pół godziny temu przywieziono tu chłopaka w wieku osiemnastu lat. Był po wypadku. Wiadomo już co z nim? – Styles mówił tak szybko, że ledwie co zrozumiałam.
  -Przepraszam, ale tylko lekarz może udzielać takowych informacji. - powiedziała powolnie.
Zobaczyłam, że Harry aż się trzęsie, żeby jej coś odpowiedzieć. Wyręczył go Lou.
  -Dziękujemy. – mruknął przywołując na twarz lekki uśmiech.
Styles usiadł koło niego.
  -Nienawidzę ich. Mówią tak, jakby robiły łaskę, że w ogóle ci odpowiadają. – warknął Loczek.
  -Spokojnie. – powiedział Tomlinson. – wszystko będzie dobrze. Musi być.
                                                          ***
Godziny upływały. Do tej pory jeszcze nikt nie zjawił się, by powiedzieć nam, co z Niallem. Na korytarzu panowała całkowita cisza. Nienawidziłam tego miejsca od czasu śmierci Jonathana. Być może to głupie, ale gdy zmarł, wmawiałam sobie, że lekarze nie dali z siebie wszystkiego w walce z rakiem. Przecież na pewno dało się go uratować!
 Przypomniało mi się, co Niall mówił mi o swoim bracie i łza pociekła mi po policzku. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to jego matka straci już drugie dziecko w wypadku! I to przeze mnie! Nie wiedziałam, co jej powiem. Jak na razie jeszcze nie została powiadomiona. Harry poprosił o to lekarzy, bo kobieta choruje na nadciśnienie, a nie chcieliśmy jej martwić. Mieliśmy więc nadzieję, że się o niczym nie dowie, co nie było takie trudne, bo mieszkała w Irlandii, więc nie widziała za często syna…
 Całkowitą ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Lekarz rozejrzał się po sali, a następnie spojrzał na nas.
  -Wy jesteście od Nialla Horana? – zapytał.
Zerwaliśmy się na równe nogi.
  -Tak. – powiedział zdenerwowany Lou.
 Poczułam, jak serce mi przyspiesza. Chciałam się już dowiedzieć co z blondynem, ale bałam się, że nie koniecznie będą to dobre wieści, lecz przeciwnie.
  -Cóż,  jest nieprzytomny, ma kilka krwotoków wewnętrznych i liczne skomplikowane urazy… - spojrzał na nas - ale przeżyje – powiedział.
Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. On przeżyje. Nie umarł, przeżyje, powtarzałam sobie. Nagle poczułam się taka szczęśliwa. Jakby kamień spoczywający w moim sercu wydostał się na zewnątrz i już nigdy miał nie wrócić.
  -Dziękujemy. – odparł Harry.
  -Jest tylko jeszcze jedna sprawa. – spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
  -Jedna sprawa? – Zayn uniósł brew. – Przecież powiedział pan, że przeżyje.
Wszyscy wstrzymaliśmy oddechy.
  -Jasne, przeżyje, ale… jest w śpiączce.

2 komentarze:

  1. ROZBECZAŁAM SIĘ KOBIETO!!!!!!!CO TE ZEMNIE ROBISZ?????Tak szczerze to reobisz zemnie mięczaka ...Zajebista część szacun

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz zajebistego bloga! Lovam go. To takie romantyczne rozryczałam się... http://best-boy-ever.bloog.pl/?_ticrsn=3&smoybbtticaid=6111c1 to mój blog, ale dopiero się rozkręcam

    OdpowiedzUsuń