piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 18


Niall
 Wyjrzałem zza bałwana, stojącego na naszym podwórku i zacząłem się rozglądać. Nie widziałem nikogo z przeciwnej drużyny.
 Pewnie spytacie dlaczego ukrywam się za bałwanem? Otóż dlatego, że w chwilach nudy wymyśliliśmy, że urządzimy bitwę na śnieżki. Ja byłem z Louisem, Hazza z Lexie, a Liam z Zaynem i Sky. Nie oszczędzaliśmy się. Raz Malik dostał z takiej kuli śniegu, że przewrócił się na wielką górkę białego puchu.
 Odwróciłem głowę do tyłu, by uchwycić wzrok Louisa. Tomlinson chował się z dość dużym drzewem. Widać mu było tylko oczy.
 Pokiwałem głową.
Szatyn przygarbił się i ostrożnie ruszył w moją stronę. Jednak gdy znajdował się kilka metrów od mojego bałwanowego „schronu”, oberwał z potężnej kuli śniegu. I wtedy to się zaczęło…
 Wszystkie drużyny wybiegły z kryjówek, chcą jak najszybciej wyeliminować przeciwników. Zobaczyłem jak Lexie chowa się za małym bezlistnym krzaczkiem. Zaśmiałem się cicho i rzuciłem.
  -Ej! – wydarła się blondynka. – ja tu próbuję to wszystko bezpiecznie przeczekać!
Wybuchnąłem śmiechem.
 Wraz z Louisem atakowaliśmy teraz grupę Liama. Z początku starałem się nie rzucać w Sky, ale gdy poczułem śnieżkę wycelowaną przez nią na twarzy, zmieniłem zdanie.
 Skończyło się na tym, że byliśmy porządnie przemoknięci i mieliśmy śnieg w różnych dziwnych miejscach. Taa, domyślcie się gdzie.
 Gdy na „polu bitwy” ucichło, podszedłem do Sky.
  -Mogłaś rzucać w pozostałe pięć osób, ale rzucałaś we mnie! – powiedziałem z udawanym wyrzutem.
 Dziewczyna wyszczerzyła zęby.
  -Mogę ci to wynagrodzić. – powiedziała.
 Uniosłem brew.
  -Serio?
 Pokiwała głową i wpiła się moje usta. Po chwili jednak odsunęła się z delikatnym uśmiechem.
  -I jak, nadal czujesz się poszkodowany? – zapytała.
  -Zdecydowanie nie. – wyszczerzyłem się.
Szatynka zaśmiała się.

Skylar
  -Sky, zejdź na dół! – usłyszałam krzyk mamy.
Westchnęłam i odłożywszy czytaną książkę, ruszyłam schodami do salonu.
Rodzicielka siedziała na sofie i przeglądała jakiś katalog.
  -Słucham? – zapytałam.
  -Usiądź. – poleciła, a ja zrobiłam to posłusznie.
Mama przysunęła gazetkę bliżej do mnie. Od razu rozpoznałam, że są w niej suknie ślubne.
  -Powiedz szczerze. Która ładniejsza? Ta, czy ta? – wskazała na dwie.
Zastanowiłam się przez chwilę.
Pierwsza była dość prosta. Nie było w niej nic szczególnego. Mama od zawsze lubiła nie wyróżniać się w tłumie, ale przecież tego dnia miała przecież błyszczeć!
 Druga natomiast wyglądała jak z bajki. Była dość długa i delikatna. Jednak sądzę, żę robiłaby spore wrażenie, gdyby tylko jakoś ładnie uczesać włosy i dobrać fajny welon.
  -Zdecydowanie ta. – powiedziałam z uśmiechem wskazując na drugą.
  -Też tak sądziłam. – odparła kobieta, odwzajemniając drobny gest.
Gdy chciałam już wstać, mama zatrzymała mnie.
  -Jeszcze jedno. Co do tych świąt…
O nie! Na śmierć zapomniałam powiedzieć rodzicielce o swoich planach! A przecież został już tylko tydzień! No cóż, a więc musiałam to zrobić teraz.
  -No właśnie, jeżeli jesteśmy już przy tym, to Niall na święta zaprosił mnie i Lexie do domu chłopaków. – wymamrotałam.
Specjalnie pominęłam ten fragment, w którym to właśnie ja mówiłam, jak bardzo nie chcę spędzać świąt Bożego Narodzenia z facetem mamy.
  -Ale Robert już tak się cieszył, że będzie mógł cię lepiej poznać i…
Nie dokończyła, bo jej przerwałam.
  -Będzie jeszcze wiele okazji.
Kobieta zastanowiła się przez chwilę.
  -A poza tym będziecie mogli pobyć trochę sami.– dodałam, by ostatecznie ją przekonać.
Mama chyba jednak przyjęła tą propozycję za korzystną, bo już po chwili odparła:
  -Jasne. Przecież nie mogę ci zabronić spędzania czasu z przyjaciółmi.
  -Dziękuję. – pocałowałam kobietę w policzek.

                                                          ***
Kolejny tydzień minął na obchodach sklepów z prezentami wraz z Lexie. Musiałyśmy znaleźć jakiś upominek dla każdego, co nie było łatwym zadaniem. W końcu jednak uporałyśmy się ze wszystkim i dla każdego miałyśmy coś specjalnego.
 Gdy nadszedł dzień przed Wigilią, Niall i Zayn przyjechali po mnie. Gdy zapakowałam wszystkie walizki do auta, ruszyliśmy pod mieszkanie Lexie.
 Po jakimś czasie byliśmy już pod domem chłopaków.
 Gdy weszłam do salonu, uderzył mnie zapach… wszystkiego. I to dosłownie. Jak widać lokatorzy próbowali sporządzić jakieś jedzenie, byle tylko wyrobić się do jutra. Najbardziej jednak rozśmieszyło mnie to, gdy Lou rzucił w Liama mięsem, na co Payne chwycił do ręki najbliżej leżącą marchewkę, krzycząc „Mam zakładnika!”. Mina Tomlinsona – bezcenna.
 Następnego dnia, gdy tylko wstaliśmy, od razu zabraliśmy się do przygotowywania reszty rzeczy. Gdy już prawie skończyliśmy, rozległ się dzwonek.
  -Otworzę! – krzyknęłam i ruszyłam do drzwi.
 Na zewnątrz stała Nicole, w swoim różowym płaszczyku. Nie powiem, jej wizyta zdziwiła mnie i to bardzo.
  -Ja to mam jednak szczęście. Liczyłam, że cię tu spotkam. – powiedziała bełkotliwym głosem.
Była pijana i ledwo trzymała się na nogach.
 Po chwili jakby uświadomiła sobie, po co tu naprawdę przyszła.
  -Nienawidzę cię! Jesteś żałosna! Daruj sobie te gierki, Niall nigdy nie będzie twój! – zaczęła się wydzierać. – Skończ już to udawać! Dlaczego to robisz? Nie widzisz, że on zasługuje na kogoś lepszego?! Na przykład na mnie!
 Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Wymawiała słowa z taką szybkością, że ledwie co zdążyłam się połapać, o czym mówi.
  -Nicole, uspokój się…
  -Nie zamierzam być spokojna! Ty mu tylko zniszczysz życie! – krzyczała.
Nagle poczułam, że ktoś staje za mną. To był Niall, który teraz też przyglądał się dziewczynie.
  -Sky, o co chodzi? – zapytał cicho.
 Już miałam zamiar coś powiedzieć, ale Moore mnie uprzedziła.
  -Powiedz jej, że kochasz tylko mnie! - darła się jak opętana.
  -Co ty do cholery… - próbował powiedzieć blondyn.
  -Nie pamiętasz, jak ostatnio szliśmy na spacer? Jak świetnie się razem bawiliśmy? – pytała go dziewczyna, robiąc przy tym minę niewiniątka.
Niall spojrzał na nią jak na jakąś ułomną.
  -Nigdzie z tobą nie byłem! Prawie cię nie znam! – powiedział zażenowany.
  -Nie kłam! Przecież mówiłeś, że mnie kochasz.
Spojrzałam na chłopaka.
  -To prawda? – zapytałam cicho.
  - Ja nic takiego nie mówiłem! – tłumaczył się Irlandczyk.
Spojrzałam najpierw na Nialla a potem na Nicole, po czym westchnęłam głośno. Wycofałam się pospiesznie i szybko udałam się do pokoju gościnnego. Ostatnie, co zdążyłam usłyszeć, to jak Moore mówi coś bliżej nieokreślonego do Horana. Nie wsłuchiwałam się. Nie miałam na to najmniejszej ochoty.
 Usiadłam na kanapie i zaczęłam wpatrywać się w jakis niewidzialny punkt.
 Nagle usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Już po chwili koło mnie siedział Niall.
 Spojrzałam na niego smętnym wzrokiem.
  -To, co mówiła Nicole, to…? – zapytałam nie kończąc. Sądziłam, że zorientuje się, że chodzi o rzekomy spacer i wyznanie miłości.
  -Sky, to nie prawda. Powiedziałem jej, że ma nie oszukiwać samej siebie. Ona chce rozbić to, co nas połączyło. – odparł z troską. –  Nic do niej nie czuję. Uwierz mi.
  -Chcę, ale… boję się najgorszego. No bo w sumie, to taka Nicole ma wszystko. Jest ładna i ma dzianych rodziców. A ja? Przeciętna nastolatka z rozbitej rodziny… Nie mam się nawet co do niej porównywać. – mruknęłam.
  -Skylar, zrozum. Nawet jeżeli ona byłaby ostatnią dziewczyną na ziemi, nie umówiłbym się z nią. Nie jest w moim typie. A co do porównywania, to nawet nie musisz, bo jesteś od niej milion razy lepsza. – szepnął.
 Uśmiechnęłam się delikatnie.
  -Naprawdę? – zapytałam.
  -Jasne, że tak. Gdyby tak nie było, nie siedziałbym przecież tu teraz z tobą. – powiedział i mnie pocałował.
Wielu rzeczy się bałam, ale jednego byłam pewna. Nicole nie stanowiła dla nas żadnego zagrożenia.

1 komentarz: