piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 8


  -Miałem? – zapytałam akcentując to słowo. 
  -Byliśmy zgranym rodzeństwem. Zawsze rozumieliśmy się bez słow. No wiesz, bliźnięta tak mają. To coś w rodzaju telepatii. – zaśmiał się cicho. Byłam pod wrażeniem tego, jak lekko o tym mówił. Jego głos nie wyrażał żadnych emocji. -  Pewnego dnia, gdy graliśmy w piłkę, strasznie się pokłóciliśmy. On powiedział, że nie musi tu ze mną być i wybiegł na ulice… Nie widział, że w jego kierunku jedzie rozpędzone auto… Skylar, ja to widziałem. Widziałem, jak samochód w niego uderza. Oczywiście szybko do niego podbiegłem… Był cały we krwi. Przyklęknąłem przy nim i uniosłem jego głowę, łudząc się, że może jeszcze żyje… Nie żył... Do teraz gdy o nim myślę, widzę jego bezwładne ciało… - zaciął się.
  -Przykro mi, naprawdę… 
  -Wiesz, że do dziś mam poczucie winy? Gdyby nie to, że zaczęliśmy się kłócić o coś tak banalnego jak wynik meczu, on nie wybiegł by na ulicę… Żył by.. To wszystko przeze mnie. – chłopak zakrył twarz dłońmi.
  -Nie mów tak. – położyłam mu rękę na ramieniu. - Nie mogłeś przecież tego przewidzieć. 
Pokręcił głową, spojrzał na mnie zaszklonymi oczami.
  -Przepraszam, nie powinienem zawracać ci głowy moimi problemami, bo przecież sama masz ich dość sporo. – odparł.
  -Nie szkodzi. Przecież nie można trzymać wszystkiego w sobie. Dobrze, że się wygadałeś. 
  -Dzięki, że tak to postrzegasz. – blondyn uśmiechnął się lekko, wziął głęboki oddech i już po chwili odjechaliśmy z podjazdu. 
  
Zayn
Podniosłem się z łóżka. Potrzebowałem rozmowy. Z kim? Nie wiem. Z kimkolwiek. Najlepiej przyjąłbym siarczysty policzek od Louisa. Wyszedłem z mojego pokoju i ruszyłem w kierunku salonu. Niall siedział w kuchni… Taa, a jakżeby inaczej. Liam wylegiwał się na jesiennym słońcu. A nasze gołąbeczki były w dużym pokoju. Hazza siedział rozwalony na sofie i pożerał popcorn, a Lou obok niego, coś gadał. Oparłem się o futrynę i przysłuchiwałem jego wyznaniom. 
-Ale Harry! Ja cię błagam! Przełącz! Jest program kulinarny, a dzisiaj omawiają kuchnię włoską. – mówił zrozpaczony. 
Hazza chwycił garść popcornu i zafascynowany telewizją wepchnął do ust Louisa garść popcornu, skomentował to zwykłym „Zamknij się, oglądam”. Szatyn przeżuł i przełknął ulubioną przekąskę Harrego. Nie wygra z nim… Akurat leciała powtórka programu o kotach, w oglądaniu którego ostatnio mu przeszkodziliśmy. 
-Mam klękać? – zapytał Louis. 
-To byłoby jakieś urozmaicenie – Lokowaty wzruszył ramionami. 
Tomlinson padł na kolana. 
-Ha… Ha… Harry! Ja… ja… cię… pro… pro… Co ja mówię? Błaaaagam! – jęczał składając dłonie jak do modlitwy. – Będę ci gotował co będziesz chciał i kiedy będziesz chciał! 
Hazza spojrzał na niego spode łba. Parsknąłem śmiechem. Oboje zerknęli na mnie. 
-Lou, możemy pogadać? – zapytałem.
Louis zwlekł się z podłogi z miną męczennika. Taak.. Jak ja to lubię. Powlókł się za mną. Usiadł na łóżku w swoim pokoju i założył nogę na nogę. Siedział jak jakaś arystokratka. Właśnie tak! ARYSTOKRATKA! 
-Słucham ja ciebie, drogi Zaynie. – Powiedział robiąc dzióbek. 
Uniosłem prawą brew. 
-Louis co ty żarłeś? – zapytałem. 
-To pewnie przez ten popcorn Harrego – machnął ręką, co sprawiło, że na mojej twarzy zamajaczył delikatny uśmiech. – A przy okazji wydawało mi się, że nie mieliśmy rozmawiać o moich nawykach żywieniowych. 
Westchnąłem głośno i podrapałem się po głowie. Usiadłem obok niego. 
-No wiesz. Jesteś starszy i w ogóle bardziej doświadczony, dojrzały – spojrzałem na niego wymownie, ale dłubał palcem  w nosie. – No dobra wycofuje tego dojrzałego – zmarszczyłem czoło, a Lou zerknął na mnie zdziwiony.
-Kontynuuj, lubię jak prawi mi się komplementy. – powiedział przyglądając się swojemu palcowi, jakby mógł znaleźć tam jakiś skarb. 
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Jak mogę prosić o radę kogoś tak głupiego?! 
-No więc, pozwól, że koniec z komplementami – mruknąłem. – Chodzi o Lexie – powiedziałem z nadzieją, że Lou mnie nie wyśmieje i zrozumie na swój sposób.
Zastanowił się chwilę.
-Chociaż wolałbym posłuchać jeszcze komplementów tyczących się mojej osoby, ale skoro już zebraliśmy się tutaj – Rozejrzał się po pomieszczeniu. – W mojej przytulnej i pięknej… No dobra trochę „zasyfionej”, ale ten fakt możemy pominąć, sypialni. Możemy kontynuować tę jakże zacną pogawędkę. A więc, kontynuujmy. 
Kącik moich ust zadrżał niebezpiecznie, pomimo, że mieliśmy rozmawiać na tak ważny dla mnie temat, miałem ochotę parsknąć śmiechem. 
-Boję się, że jeśli między mną a Lexie będzie coś więcej niż teraz, ludzie w szkole pomyślą, że ma tak dobre stopnie tylko dlatego, że wskakuje mi do łóżka. Nie chcę, żeby tak nas postrzegano. 
Louie zastanowił się chwilę, jego mózg musiał się porządnie wysilić. Mam nadzieję, że nic mu się tam nie przegrzeje, a w najgorszym wypadku wybuchnie.  
-Spoglądając na to z mojego punktu widzenia, nie wygląda to tak źle jak ci się wydaje. Z perspektywy innych uczniów, owszem. Mogą postrzec to właśnie w sposób, który przed chwilą mi ukazałeś. Uważam, że póki co ten związek, o jeżeli mowa tu już o związku, który według moich spostrzeżeń jeszcze nie istnieje, podkreślam: JESZCZE, powinien pozostać słodką tajemnicą Zielonego Przylądka. – Patrzyłem na niego z otwartymi ustami, nie zważał na to i kontynuował.- Zależy to również od Lexie. Jeżeli ona nie ma nic przeciwko negatywnym opiniom innych uczniów, to moglibyście spróbować. Jednakże zauważ, że będziemy uczyć tu tylko przez rok, a żeby rozwinąć związek należy najpierw odpowiednio się poznać. A dalej nic nie stoi wam na przeszkodzie, aby żyć długo i szczęśliwie niczym w bajkach Disneya. – Zakończył swój monolog. 
-Cholera, Lou… - zatkało mnie. – To było… -chrząknąłem głośno, bo było mi ciężko wypowiedzieć to słowo, szczególnie kierując je do Louisa -… mądre – Taa! Przeszło mi to przez gardło! – Mógłbyś założyć poradnie dla zakochanych. 
W moich oczach ego Louisa podskoczyło do poziomu…. Wybaczcie, nie widzę końca tej durnej kreski, być może wykres się skończył. 
-Och – Louie położył dłoń na piersi – Widzę, że ten piękny wieczór prawienia mi komplementów jeszcze nie dobiegł końca. Ale tak na serio… W geście wdzięczności namów Hazzę, żeby przełączył na ten program kulinarny… Mam już dość programu o tych futrzakach! Kogo obchodzi populacja kotów? – zapytał jakby sam siebie. 



2 komentarze: