piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 15


  Pomimo, że było już dość późno, ja jeszcze nie spałam. Moje myśli cały czas powracały do dzisiejszego wieczoru, a konkretniej do Nialla. Do tego, jak razem się śmialiśmy i… jak prawie się pocałowaliśmy. Pomimo tego, że wydarzyło się to kilka godzin temu, nawet teraz, gdy to wspominam, moje serce przyspiesza.
                                                                 
Zayn
  -Niall, do jasnej cholery przestań grać na tej gitarze! – wydarłem się na cały dom.
Nasz Irlandczyk postanowił chyba, że musi odrobić straty, bo miał małą przerwę, więc teraz brzdąkał już od ponad trzech godzin. Jasne, nie przeszkadzało by mi to, gdyby nie byłaby właśnie czwarta w nocy! Tak, nie przesłyszeliście się! Czwarta!
 Dźwięki instrumentu ucichły.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Były dwie możliwości. Albo mnie posłuchał, albo któryś z chłopaków właśnie wpadł do jego pokoju i zrobiło mu awanturę, o zakłócanie ciszy nocnej. Jednak zakładałem, że to pierwsze z racji, że nie słyszałem odgłosów drącego się Nialla.

Skylar
Szłam dobrze znaną mi ulicą. Było już późno. Tylko zapalone lampy rzucały światło na chodnik.
 Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Wmawiałam sobie, że mam się nie oglądać, ale jednak po chwili to uczyniłam.
 Jakieś dziesięć metrów za mną, szedł mężczyzna cały ubrany na czarno. Gdy tylko ja się zatrzymałam, on zrobił to samo. Cały czas bacznie mi się przyglądał. Moje serce zaczęło walić. Miałam złe przeczucia. Chciałam krzyknąć, ale byłam pewna, że i tak pewnie nikt mnie nie usłyszy. Wszyscy już smacznie spali.
Ruszyłam przyspieszonym krokiem przed siebie. Byłam pewna, że w końcu mnie dogoni, ale musiałam chociaż spróbować uciec.
Nagle kroki za mną ucichły. Wstrzymałam oddech, wsłuchując się. Nic. Odwróciłam ostrożnie głowę. Też nic. Tak, jakby mężczyzna od tak zniknął.
 Odetchnęłam z ulgą, ale nie zwolniłam kroku. Od domu dzielił mnie tylko jeszcze jeden zakręt, ale pomimo tego wolałabym już w nim być.
 Gdy skręciłam, poczułam że na kogoś wpadam. Był to ten sam mężczyzna, który przed chwilą za mną szedł. Nie widziałam jego twarzy, bo zasłaniał ją kaptur.
 Mocno się zdziwiłam, gdy okazało się, że osobą, która za mną podążała był Niall Horan.
  -Ale mnie wystraszyłeś! Nie mogłeś od razu do mnie podejść? – zapytałam z urazem.
Chłopak miał nieobecny wzrok.
  -Musimy porozmawiać – mruknął.
  -O co chodzi?
Niall spojrzał mi w oczy, ale nie widziałam już w nich tego samego błysku.
  -Wczoraj nie dokończyłem tego, co chciałem ci powiedzieć. – zaczął.
Przyglądałam mu się z wyczekiwaniem.
  -Tak? – zapytałam.
Chciałam już usłyszeć to, co tak bardzo chciałam. Że mnie lubi… a może nawet coś więcej?
  -Nienawidzę cię. – powiedział tylko.
Te dwa słowa sprawiły, że moje serce rozpadło się na tysiąc drobnych kawałeczków.
  -Ale przecież… - chciałam powiedzieć, ale mi przerwał.
  -To przez ciebie miałem ten wypadek. Mogłem tego nie przeżyć! Nie rozumiesz tego? Mówiłem, że nic się nie stało przy reszcie zespołu, ale tak naprawdę myślałem inaczej! – wykrzyknął mi w twarz.
Łza spłynęła po moim policzku.
Czyli jednak to prawda? Nienawidził mnie… Moje najgorsze przypuszczenia stały się rzeczywistością.
  -Przepraszam… - zaczęłam. Łzy cały czas spływały mi p policzkach.
  -Żałosna jesteś, wiesz? – mruknął i odszedł.
  -Niall, zaczekaj! – krzyczałam, ale blondyn nawet się nie obejrzał. – Niall…!
Jednak to wszystko było na nic. Nie miał szans już mnie usłyszeć. Był już daleko.
Nagle wizja mi się urwała. Obudziłam się… To nie było prawdziwe życie, tylko sen! Sen, który sprawił, że strużki potu spływały mi po karku. Tak bardzo obawiałam się, że pewnego dnia to od niego usłyszę, że myśli te przedostały się nawet do mojego snu…
 Spojrzałam na zegarek. Szósta trzydzieści. Zwykle wstawałam o siódmej, więc stwierdziłam, że teraz nie opłaca mi się już z powrotem kłaść.
 Wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki zimny prysznic, żeby się orzeźwić. Następnie wróciłam do pokoju i szybko przebrałam się w uszykowane wczoraj ciuchy. Gdy wybiła wyznaczona godzina, wyszłam z domu i udałam się w kierunku domu Lexie.
                                                           ***
  -No chyba cię porąbało! – krzyknęła Lexie w drodze do szkoły.
Spojrzałam na nią z uśmiechem.
  -Dlaczego?
  -Dziewczyno kończysz dziś osiemnaście lat i ty mi mówisz, że nie chcesz ich wyprawiać? – zapytała z niedowierzaniem.
  -Wiesz, że nie lubię tego typu imprez. – mruknęłam. – obiecaj mi, że nie zrobisz mi urodzin – niespodzianki niczym z MTV.
  -Ale… - próbowała powiedzieć blondynka.
Zmierzyłam ją wzrokiem.
  -No dobrze. – mruknęła zrezygnowana.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
                                                   
Lexie
Pierwszą lekcją dzisiaj była matematyka. Zwykle krzyczałabym w drodze do sali mniej więcej coś podobnego do „Za jakie grzechy?” albo „Boże, dlaczego mi to robisz?!”, ale nie dzisiaj. Ponieważ dziś właśnie na matematyce musiałam obmyślić jakiś sprytny plan, aby obejść zasadę i zorganizować Skylar osiemnastkę. Niestety nic, jak to w piątek bywa, nie przychodziło mi do głowy…
 Zaraz, zaraz… Lexie skup się! Przecież Sky powiedziała, że nie mam jej robić urodzin niczym z Sweet Sixteen! Ale nie wspominała nic o małej imprezce dla znajomych! Ha, moja błyskotliwość mnie poraża! Przybij piątkę, Lexie!
 Gdy tylko lekcja się skończyła wykręciłam się mojej przyjaciółce, że muszę pójść do pokoju nauczycielskiego, bo pani od historii rzekomo zabrała mój zeszyt i nadal go nie oddała.
Zapukałam do pokoju nauczycielskiego i lekko uchyliłam drzwi. Oczy wszystkich skierowane były na mnie. Odnalazłam wzrokiem Zayna i dałam mu dyskretny znak, by wyszedł na zewnątrz. Zrobił to, o co go poprosiłam.
  -O co chodzi? – zapytał z uśmiechem.

Skylar
Byłam sama w domu. Mama wyjechała w sprawach zawodowych. Siedziałam w swoim pokoju i czytałam książkę. Być może uznacie to za dziwne, że właśnie tak spędzałam swoje osiemnaste urodziny, ale prawda była taka, że to właśnie najbardziej lubiłam. Rozsiąść się wygodnie i przenieść się na chwilę do innego świata.
 Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
 Odłożyłam książkę i wyszłam z pokoju, kierując się na dół.
Przekręciłam zamek w drzwiach.
 Nawet nie zdążyłam się zorientować, a na mojej szyi uwiesiła się Lexie, składając mi najlepsze życzenia.
 Wyplątałam się z jej uścisku i dopiero teraz zobaczyłam, że za jej plecami stoją nasi nowi „nauczyciele”.
  -Lexie, czy ty mnie dokładnie zrozumiałaś. Mówiłam ci przecież, że nie chcę… - zaczęłam.
  -Urodzin na skalę krajową. – dokończyła. – tak, wiem. Nie chcę nic mówić, ale sześć osób, to chyba jednak nie jest tak dużo, nie uważasz? – zapytała unosząc brew.
Pokiwałam z niedowierzaniem głową.
  -To co? Mamy tak tu stać, czy możemy wejść? – zapytała moja przyjaciółka uśmiechając się.
 Przewróciłam teatralnie oczami, ale już po chwili się wyszczerzyłam. Przecież robiła to wszystko tylko po to, bym miała fajne urodziny. Nie mogłam mieć jej tego za złe.

1 komentarz:

  1. *O* weś dziwczyno padam na kolana przed tobą xD jednym słowem SZACUN

    OdpowiedzUsuń